Wiking w komórce
To mruczenie to był nagrany rok temu dźwięk ustawiony w położonej na nocnym stoliku komórce. Sam kot niestety zaginął w zeszłym tygodniu. Teraz ilekroć ktoś zadzwonił, niechcący nie tylko przypominał o bolesnej stracie, ale też mobilizował do dalszych poszukiwań pupila. Ciągle bowiem w dzień rozwieszała zrobione własnoręcznie ogłoszenia ze zdjęciem kota i swoim numerem telefonu a wieczorem siadała przy komputerze, aby dodawać w różnych serwisach internetowych anonse z informacją o tej nieprzyjemnej przygodzie i z prośbą o pomoc w odnalezieniu czworonoga, którego jej brat nazwał kiedyś per Wiking.
A jest to przecież kot niezwykły - pomyślała. Ktoś go musiał widzieć, zresztą koty rasy maine coon należą do największych kotów domowych. Przypomniała sobie jedną z teorii mówiących o powstaniu tej ciekawej rasy. Mówiła ona o tym, że koty będące protoplastami rasy maine coon mogły przybyć do Ameryki Północnej razem z nordyckimi wojownikami. Jest dość prawdopodobne, że ci wojownicy zabrali do swoich łodzi koty norweskiej rasy leśnej, które następnie skrzyżowały się z miejscowymi kotami.
Jednak teraz nie miała czasu zastanawiać się nad przodkami jej Wikinga. Teraz chciała odnaleźć swojego mruczka, chciała wziąć go na kolana, chciała dać mu jedzenie i zwyczajnie go pogłaskać...
Podniosła zatem wciąż dzwoniący telefon, wcisnęła zielony przycisk i przyłożyła słuchawkę do ucha. Słuchała przez chwilę, następnie zaczęła powtarzać z coraz większym entuzjazmem i radością jedno słowo: "tak". Umówiła się z telefonującym mężczyzną na spotkanie i z uśmiechem na twarzy oraz ze łzami szczęścia w oczach odłożyła słuchawkę.